*Justin
Chodziłem wokół samochodu w głowie mając dwie rzeczy.
Pierwsza: Zostało nam już tylko niecałe 40 minut do odjazdu, druga: Co mam do
jasnej cholery powiedzieć Buenie?
Chłopaki wpatrywali się we mnie czekając jaką podejmę
decyzje. Szczerze mówiąc nie pomagało mi to ani kurwa trochę, wręcz utrudniało
sprawę, bo byłem pod presją.
Nie może jechać z nami, to jest pewne. Teraz pozostaje tylko
sprawa tego czy powiedzieć jej prawdę czy też nie.
Wiem, że Chris jest dla niej kimś naprawdę bardzo ważnym i
gdy tylko wyobrażałem sobie jak zareaguje na to, gdy jej powiem… szczerze
mówiąc bałem się tego.
-Przepraszam- usłyszałem nagle głos Jamesa- Przestaniesz w
końcu bez sensu łazić w kółko, bo nie wiem czy wiesz, ale mamy coraz mniej
czasu…
Wyłączyłem się. Ten człowiek wkurwiał mnie bardziej niż
ktokolwiek inny, a nie miałem ochoty teraz się z nim kłócić, więc postanowiłem
po prostu go zignorować.
Nagle się zatrzymałem i wziąłem głęboki oddech, po czym
wolnym krokiem ruszyłem w stronę Bueny.
Podjąłem decyzje, bałem się, ale tak będzie najlepiej.
Otworzyłem drzwi od strony pasażera i przykucnąłem przy
niej. Siedziała z dłońmi założonymi na piersi i wpatrywała się przed siebie.
-A więc…- zaczęła powoli- Jaką decyzje podjąłeś?
Dopiero wtedy przeniosła na mnie swój wzrok. Wydawała się
być kompletnie obojętna choć ja wiedziałem swoje, tak naprawdę nie mogła się
doczekać tego co mam jej do powiedzenia. Zupełnie niepotrzebnie.
Złożyłem dłonie jak do modlitwy zastanawiając się jak mam
zacząć.
Jakie słowa będą najlepsze, aby powiedzieć, że twój
najlepszy przyjaciel został porwany, a ty nawet nie wiesz czy jeszcze żyje? Odpowiedź
jest prosta: na to nie można znaleźć odpowiednich słów.
Chwyciłem jej dłoń i ścisnąłem lekko.
-Tylko się nie denerwuj zgoda?- spytałem patrząc jej prosto
w oczy
To było bez sensu, ponieważ nie było możliwe to by nie
denerwować się po usłyszeniu czegoś takiego.
-Chrisa nie ma- powiedziałem nie chcąc już dłużej z tym
zwlekać
Wybrałem prawdę. Nie mógł bym jej okłamać w takiej sprawie,
mimo wszystko powinna wiedzieć.
-Jak to go nie ma? To gdzie jest?
Kolejny natłok myśli w głowie. Tysiące słów. Które wybrać?
-Jest u Chaza- przez jej twarz przemknęło zdziwienie,
postanowiłem, więc kontynuować zanim zacznie zadawać trudne pytania- Musiał coś
z nim załatwić, ale sprawy trochę się skomplikowały i musimy teraz po niego
jechać
Myślę, że udało mi się przedstawić tą gównianą sytuacje w
jak najlepszym świetle. Czy zamiast „Chris jest w totalnej dupie” wyszło mi coś
w stylu „Nie bój się o Chrisa, to nic takiego”? Bo jeśli tak to mogę sobie
pogratulować.
Patrzyłem na nią czekając co powie i starając się odgadnąć
co czuje w tym momencie. Znów zaczęła wpatrywać się wprost przed siebie, a po
chwili ponownie przeniosła swój wzrok na mnie.
-Jadę z wami- tak po prostu mi to oznajmiła
Spodziewałem się tego.
Spuściłem głowę i wpatrywałem się w ziemię.
-Myślisz, że jestem głupia Justin? Ten samochód jest pełen
broni, a wy spotkaliście się i jedziecie tam wszyscy. Wiem, że to nie jest
tylko „Jedziemy po Chrisa” wiem, że to jest o wiele poważniejsza sprawa i jeśli
myślisz, że teraz tak po prostu wrócę do domu i będę siedzieć zamartwiając się
o ciebie i Chrisa to grubo się mylisz. Jadę z wami.
Gwałtownie wstałem, rzucając pod nosem wiązankę przekleństw.
Czemu ona kurwa nic nie rozumie? Chce jechać z nami? To ma
być kurwa jakiś chory żart?
-Nie możesz jechać z nami!- wrzasnąłem pochylając się nad
nią- A wiesz czemu? Powód jest bardzo prosty. Bo chce żebyś kurwa żyła!-
krzyknąłem tak głośno, że w jednej sekundzie zapanowała kompletna cisza
Chłopaki
przestali szeptać między sobą, myślę, że w tym momencie przestali nawet
oddychać bojąc się tego do czego byłem zdolny w tamtej chwili.
Po jakiś 5 minutach zupełnej ciszy Buena wysiadła z
samochodu, a ja cieszyłem się, że jednak wygrałem, ale powinienem się już
nauczyć, że ona nigdy nie odpuszcza.
-Przecież doskonale wiesz, że nawet jeśli mnie ze sobą nie
zabierzesz to nie będę siedziała grzecznie w swoim pokoju. Jakoś znajdę sposób
żeby dostać się tam gdzie wy, więc lepiej się zastanów. Chcesz mi dać działać
na własną rękę?
Wiedziałem, że nie żartuje. Właśnie tak byłoby gdybym nie
pozwolił jej jechać. Buena na pewno nie należała do osób, które się czegoś
boją. Była bardzo odważna i wiedziałem, że byłaby w stanie to zrobić.
-Posłuchaj mnie uważnie- chwyciłem ją za nadgarstek
przyciągając bliżej siebie, niemal od razu wyrwała go z mojego uścisku-
Pojedziesz, ale będziesz siedzieć z jednym z chłopaków w samochodzie i jeśli
tylko wystawisz choćby palec poza to cholerne auto to…
-To co?- przerwała mi patrząc wprost w moje oczy, chcąc
pokazać mi tym, że się nie boi
Nie powinienem się na to zgadzać. Dopiero powoli zaczęło
docierać do mnie w co ją wciągam. Zabieram ją na terytorium Chaza, tam gdzie
roi się od ludzi którzy nie zawahają się przed niczym i jeśli tylko będą mieć
okazję zabiją ją.
Zrobiło mi się niedobrze, gdy o tym pomyślałem.
Spojrzałem na nią, po czym podszedłem i tak po prostu
przytuliłem, była zaskoczona, ale nie protestowała. Zacisnąłem ramiona jeszcze
mocniej wokół niej i zamknąłem oczy zaciągając się jej zapachem.
-Po prostu mi obiecaj, że nie wyjdziesz z tego pieprzonego
samochodu- szepnąłem
Moje serce biło tak głośno, byłem pewny, że ona to słyszała.
-Kocham cię- powiedziała obejmując mnie z całych sił
I choć lubiłem te słowa i zawsze robiło mi się ciepło na
serce kiedy je słyszałem to nie było jednak to co chciałem usłyszeć w tamtej
chwili.
*Buena
Justin prowadził swoje czarne Lamborghini, ja siedziałam tuż
obok niego na miejscu pasażera, a na tylnym siedzeniu byli Ryan i Mike. Drugi
samochód prowadził Lucas, byli w nim również James i George.
George to chłopak, którego poznałam w zasadzie jakieś 10
minut temu. Justin ściągnął go specjalnie aby mnie pilnował. Podobno znali się
dość długo i Justin mu ufał. Zaczynałam mieć poczucie winy, że przeze mnie mają
tylko więcej pracy.
Jechaliśmy około 20 minut w zupełnej ciszy. Przysięgam, że
naprawdę nikt przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Wszyscy po prostu
patrzyli przed siebie jakby właśnie byli w jakimś nowym miejscu i bali się
spuścić wzrok z drogi, bo wtedy od razu by się zgubili. W rzeczywistości jestem
pewna, że znali bardzo dobrze trasę którą właśnie jechaliśmy.
Nie raz podczas tej jazdy chciałam się odezwać. Powiedzieć
coś lub spytać, bo pytań akurat miałam mnóstwo. Bałam się i przerażało mnie to,
że wiedziałam tak niewiele.
Wjechaliśmy na jakiś plac. Wyglądało to trochę jak opuszczony
plac budowy. Niby było tu pełno cegieł, jakiś śmieci i wielkich urządzeń
których nazw nawet nie znam, ale to miejsce wyglądało jakby nikogo tu nie było
przez co najmniej 100 lat.
Im dalej jechaliśmy tym dziwniej się czułam. Miałam
wrażenie, że nie powinno mnie tu być, że nikogo z nas nie powinno. To miejsce
miało w sobie coś przerażającego.
Justin zatrzymał samochód niedaleko wielkiego magazynu czy
czegoś takiego. Naprawdę nie znam się na tym i nie wiem co to jest. Może to i
lepiej.
Drugi samochód zaparkował tuż za nami po czym chłopaki od
razu z niego wysiedli idąc w naszą stronę.
-Zostań tutaj- nakazał mi Justin i również wysiadł, a Ryan i
Mike poszli w jego ślady
Siedziałam tam i słuchałam jak powtarzają od początku cały
plan i byłam naprawdę przerażona. Jeśli myślałam, że oglądając horrory się boje
to nie wiem jak mam nazwać to co teraz czułam, bo było to coś o wiele, wiele
większego niż zwykły strach.
Potem Justin rozmawiał tylko z Georgem zapewne mówiąc mu,
żeby za nic w świecie nie pozwolił mi wysiąść z samochodu bla, bla, bla…
Nie twierdzę, że Justin przesadzał, ale mówił mu dosłownie
to samo około 10 razy jeszcze przed wyjazdem, ale to świadczy tylko o jednym…
cholernie się o mnie martwi. Szczerze mówiąc nie dziwiłam mu się, ponieważ
martwiłam się o niego tak samo mocno, a może nawet i bardziej.
Nagle drzwi od mojej strony otworzyły się odrywając mnie tym
od moich myśli. Zobaczyłam Justina, który nachyla się nade mną.
Przez chwilę patrzył mi prosto w
oczy nic nie mówiąc.
-Obiecaj, że nie zrobisz nic
głupiego- usłyszałam nagle jego głos
Był inny niż zwykle. Jakby każde
słowo które wypowiadał kosztowało go bardzo wiele wysiłku.
Ciężko przełknęłam ślinę.
-Zależy co masz na myśli mówiąc
„nic głupiego”?
-Buena to nie są żarty-
natychmiast się odezwał i lekko pokręcił głową
Niestety wiedziałam to aż za dobrze,
nie musiał mi o tym przypominać.
-Obiecuje- powiedziałam by choć
trochę go uspokoić
Potem Justin po prostu objął moją
twarz dłońmi po czym zbliżył swoje usta do moich i pocałował mnie. Najpierw
powoli jakby się bał mojej reakcji. Niemal od razu odwzajemniłam pocałunek.
Justin naparł na mnie i zaczął całować mnie tak jakby to miał być ostatni raz.
Czułam to, czułam to bardzo dobrze i wiem, że on w tym momencie myślał o tym
samym. Wiem, że bał się tak samo jak ja.
Nie odrywaliśmy się od siebie ani
na chwilę i gdyby nie głos Ryana pewnie kontynuowalibyśmy.
-Kocham cię- powiedział, a moje
serce zabiło szybciej
Nie często to mówił dlatego te
słowa nabierały jeszcze większej wartości.
-Już czas- powiedział odwracając
się w stronę chłopaków
Na te słowa w moich oczach zebrały
się łzy.
Chciałam już teraz wysiąść z tego
samochodu, podbiec do niego, przytulić i błagać żeby nigdzie nie szedł. Z
drugiej jednak strony wiedziałam, że musi. Musiał uratować Chrisa, który też
był dla mnie bardzo ważny. Byłam rozdarta.
Nawet nie wiem kiedy wszyscy
zniknęli, a na miejsce kierowcy obok mnie usiadł George.
Widziałam jak wchodzą do tego
wielkiego magazynu i znikają. To było najgorsze, że zniknęli i od tej chwili
kompletnie nie wiedziałam co będzie się z nimi dziać.
-Hej mała- usłyszałam głos
chłopaka- Może włączymy sobie jakąś muzykę?- spytał po czym włączył radio
Miał 24 lata i piękny uśmiech,
tylko tyle o nim wiedziałam.
-George nie mam ochoty słuchać
muzyki- powiedziałam smutno na co on natychmiast wyłączył radio
Wpatrywał się we mnie dłuższą
chwilę.
-Nie martw się. Nim się obejrzysz
oni będą tu z powrotem cali i zdrowi w jednym kawałku
Posłałam mu blady uśmiech
doceniając to, że próbował mnie pocieszyć. Jednak w takiej chwili nic nie było
w stanie poprawić mi humoru.
Po około 30 minutach siedzenia w
tym przeklętym aucie zaczęłam się kręcić. Wypatrywałam chłopaków. Miałam
nadzieję, że drzwi tego magazynu zaraz się otworzą, a oni wyjdą stamtąd razem z
Chrisem i wszyscy razem wrócimy do domu.
Zaśmiałam się pod nosem z tego jak
bardzo głupia i naiwna byłam.
To nie jest pieprzona bajka
Buena.
Im dłużej siedziałam i
wpatrywałam się ten cholerny magazyn tym bardziej zaczynałam wariować. Nagle
ogarnęła mnie panika. Tak jakby poczuła, że dzieje się coś złego. Moje dłonie
zaczęły drżeć i walczyłam z tym by się nie rozpłakać.
Spojrzałam na Georga, który palił
już chyba 5 papierosa. Musiałam stąd wyjść.
Przez chwilę w mojej głowie
pojawiły się słowa Justina o tym żebym nie robiła nic głupiego, ale natychmiast
odgoniłam je od siebie.
Uspokoiłam się na tyle na ile
było to możliwe i zadrżałam.
-Zimno mi- modliłam się tylko
żeby to kupił- Mógłbyś przynieść mi koc? Z tego co mówił Justin jest w
bagażniku- zrobiłam maślane oczy, po czym zadrżałam po raz kolejny aby
wyglądało to jak najbardziej wiarygodnie
Spojrzał na mnie i wziął
ostatniego bucha, po czym wyrzucił papierosa przez okno.
-Jasne- powiedział i delikatnie
uśmiechnął się do mnie
Widać, że ten chłopak jeszcze
mnie nie znał i nie wiedział do czego byłam zdolna.
Gdy tylko wysiadł i podszedł do
bagażnika natychmiast otworzyłam drzwi i wybiegłam z samochodu.
Już po sekundzie usłyszałam jego
krzyk i czułam jak ruszył tuż za mną.
Biegłam tak szybko jak jeszcze
nigdy w życiu i nie obchodziło mnie nic, nie myślałam o niczym tylko o tym, że muszę
upewnić się, że Justinowi nic nie jest.
Gdy od tych drzwi dzieliło mnie
dosłownie 5 kroków usłyszałam jego krzyk.
-Nie wchodź tam!- rozkazał mi
myśląc, że naprawdę go posłucham, zatrzymam się i grzecznie wrócę do samochodu
Stanęłam przed drzwiami i gdy
właśnie miałam je otworzyć i wejść do środka poczułam jak ktoś łapie mnie za
nadgarstek i odciąga w tył.
-Puść mnie!- krzyknęłam
Zaczęłam się szarpać, wyrywać, a
nawet próbowałam go kopnąć, ale bez skutku.
Objął mnie swoimi ramionami i był
zbyt silny. Nie dałam rady.
-Proszę, muszę tylko upewnić się,
że z Justinem wszystko w porządku- krzyczałam i na pewno gdyby ktoś zobaczył
mnie w tym momencie miałby wątpliwości czy aby na pewno wszystko ze mną w
porządku
Zachowywałam się jakbym
zwariowała, ale w tamtej chwili nie obchodziło mnie to.
-Spójrz na mnie- nakazał George-
Buena!- krzyknął, żeby jakoś zwrócić na siebie moją uwagę
Przestałam się szarpać i powoli
przeniosłam na niego swój wzrok.
-Justinowi nic nie jest, zaraz
wróci tu cały i zdrowy
I gdy właśnie miałam go spytać
czy jest tego pewny usłyszeliśmy strzał. Pochodził z wewnątrz magazynu.
Oboje gwałtownie spojrzeliśmy w
tamtą stronę.
-Justin- szepnęłam
Chciałam tam pobiec, ale nogi w
tym momencie odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłam na kolana i zaniosłam się
płaczem.
-Justin!-krzyczałam chcąc
wierzyć, że on to usłyszy i zaraz się tu pojawi
George kucnął przy mnie cały czas
mówiąc coś i prosząc bym wróciła z nim do samochodu, ale nawet to nie pomogło
przepędzić tych złych myśli jakie pojawiły się w mojej głowie w tamtym
momencie.
*Justin
Wszystko od samego początku było
nie tak jak się tego spodziewaliśmy. Cały nasz plan poszedł się jebać w chwili,
gdy weszliśmy do magazynu, a Chaz czekał tam już na nas ze swoimi ludźmi. Jakby
dokładnie wiedział, że właśnie dzisiaj, właśnie o tej godzinę zjawimy się tam.
Chcieliśmy tam wejść rozprawić
się z jego ludźmi, a gdy już nikt nie będzie mógł nam przeszkodzić, ja miałem
mieć ten zaszczyt i wpakować mu kulkę w łeb. Potem mieliśmy znaleźć Chrisa i
spierdolić stąd jak najdalej.
Choć wszystko było tak jak nie
powinno nic nie daliśmy po sobie poznać. Zachowywaliśmy się tak jakby wcale nas
tym nie zaskoczył. I myślę, że wychodziło nam to dość dobrze do czasu, gdy
ludzie Chaza odsunęli się, a my dostrzegliśmy siedzącego na krześle Chrisa. Był
przywiązany, zakrwawiony, usta miał zakneblowane, był przytomny. Patrzył na
nas, a my patrzyliśmy na niego i właśnie w tamtej chwili nie jestem pewien czy
to udawanie, że mamy wszystko pod kontrolą nadal nam wychodziło.
-Co Bieber? Stęskniłeś się za
swoim przyjacielem?- głos Chaza dotarł do moich uszu
Jak zwykle był zimny i pozbawiony
jakichkolwiek uczuć.
-Od razu cię ostrzegam, że jeden
zły ruch, a będziesz mógł się z nim pożegnać
Kiwnął do jednego ze swoich ludzi
na co ten natychmiast podszedł do Chrisa przystawiając mu pistolet do głowy.
Stałem wpatrując się w niego
chcąc rozgryźć w co w tej chwili próbuje on ze mną grać.
-Po cholerę to wszystko?-
odezwałem się w końcu- Co ty odpierdalasz?
Zaśmiał się tylko.
Przechadzał się spokojnie jakby
był na jakimś spacerze, jakby kompletnie nic się nie działo.
W dłoni trzymał broń, tak samo
jak ja z resztą. Tak bardzo chciałem jej użyć i zabić go w tej chwili, niczego
innego tak nie pragnąłem jak tego.
Chaz przeniósł wzrok na Chrisa,
który nadal wpatrywał się we mnie mając pewnie nadzieję, że mam jakiś świetny
plan i zaraz go stąd uwolnię.
-Wiesz kim jesteś Bieber?- znowu
usłyszałem jego głos- Jesteś nikim, jesteś jednym wielkim pieprzonym zerem. Nie
umiesz nawet chronić członków swojego gangu, dowód na to, że jesteś chujowym
dowódcą..
-I kto to mówi?!- krzyknąłem nie
mogąc dłużej słuchać jego pierdolenia- Jeśli dobrze pamiętam Jay i Jake byli z
twojego gangu, przypomnij mi gdzie się teraz znajdują? Ach tak, są parę metrów
pod ziemią i kto tu nie potrafi chronić swoich ludzi…
-Zabijając ich po raz kolejny
udowodniłeś jak bardzo głupi i naiwny jesteś. Naprawdę myślałeś, że ujdzie ci
to na sucho?
-Chyba nie powiesz mi, że właśnie
dlatego porwałeś Chrisa?
-Dlaczego nie? Ty możesz rozwalać
moich ludzi, a ja twoich nie?
Na jego twarzy pojawił się ten
chytry uśmiech. Ciężko przełknąłem ślinę wiedząc, że to nie wróży nic dobrego.
Postanowiłem jednak kontynuować
rozmowę.
-Wszyscy dobrze wiemy, że nie
zależy ci na twoich ludziach i prawdopodobnie sam byś ich zabił gdyby tylko
odwalili całą robotę i nie byli ci już potrzebni
-Może masz racje, ale ty zabiłeś
ich za mnie. Odebrałeś mi całą frajdę, a teraz będę mógł przynajmniej zabić
jego
Podszedł do Chrisa, a gdy
przystawił broń do jego głowy chłopak zaczął się szarpać próbując się jakoś
uwolnić. Chwile potem patrzył na mnie… patrzył tym błagalnym wzrokiem, a ja
miałem wrażenie, że zaraz zwariuje nie mogąc nic zrobić.
Odruchowo uniosłem dłoń i
skierowałem pistolet prosto na Chaza na co on znowu zwycięsko się uśmiechnął
tak jakby tego też się spodziewał i miał na to odpowiedź i właściwie nie
myliłem się.
-Nie radzę ci tego robić Bieber,
tobie ani żadnemu z twoich ludzi. Wiesz, że jesteś na moim terytorium, jeden
niewłaściwy ruch, a twoja kochana dziewczyna będzie martwa. Swoją drogą
zabranie jej tutaj było najgłupszą rzeczą jaką w życiu zrobiłeś.
Zamarłem. Nawet nie wiem kiedy
moje dłonie zaczęły drzeć i nawet gdybym chciał strzelić i tak bym w niego nie
trafił.
Nie wiedziałem co robić. Miałem
tysiące myśli w głowię. Moje serce biło tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu.
Jaką decyzje podjąć? Strzelę=
zabije Chaza, ale wtedy my wszyscy również zginiemy, nie strzelę=przegram. Z tej gównianej sytuacji nie było
dobrego wyjścia.
Opuściłem pistolet w dół i
usłyszałem śmiech Chaza.
Spojrzałem na Chrisa, z jego oczu
leciały łzy.
Patrzyłem na niego jakby to miało
jakoś pomóc i go uratować choć w rzeczywistości wiedziałem jednak, że zjebałem
wszystko.
-Tak Bieber- Chaz spojrzał na
mnie i uśmiechnął się zwycięsko- Wygrałem
I to było ostatnie słowo.
Chris zamknął oczy, ja też
zamknąłem i zacisnąłem dłonie w pieści.
I wtedy to się stało. Usłyszałem
strzał.
Upadłem na kolana i ukryłem twarz
w dłoniach.
Właśnie w tym momencie
ostatecznie i nieodwołalnie przegrałem tą pieprzoną wojnę.
O kurwa :O
OdpowiedzUsuńPłakałam na końcówce, czy z Bueną wszystko dobrze?, czy z Justinem wszystko dobrze, czy z Chris wszystko dobrze? i KTO STRZELIŁ?!?!
Z niecierpliwością czekam na nn i mam nadzieje że z nimi wszystko ok :))
Wszystko fenomenalne, ale muszę zacząć czytać od początku ;) Bo tak to ciężko się połapać :D Masz bardzo fajny styl pisania. Podoba mi się. Przede wszystkim płynnie się czyta :) Bardzo fajny rozdział. Będę czytać od początku ;) Jak oczywiście tylko będę mogła :D Zapraszam do siebie: http://justin-dark-fanfiction.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCo za emocje
OdpowiedzUsuńProszę ja chce kolejny. Piszesz, po prostu brak mi słów. Proszę nie zabijaj go. Nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńAtricia
Nie nie nie nie nie nie nie! Tylko nie Chris! Proszę!
OdpowiedzUsuńczy on właśnie? czy on właśnie zabił? zabił CHRISA ? kant biliwit.
OdpowiedzUsuńJa myślę że George strzelił w Chaza. Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńKocham to jeju nie wiem co napisałać jedyne co przychodzi mi do głowy to niiieeeee chris musi żyć i świetnie piszesz myślałaś Żeby zostać pisarką? Hihi wspaniałe <3
OdpowiedzUsuńO matko jaka akcja ;o
OdpowiedzUsuńPłaczę... ;(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! *.*
jezu kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńkobito nie kończ tak rozdziału bo spac nie mg .... <3 <3 <3
prosze nie on musi zyc!! ;ccc nie zasne teraz prosze cie daj szybko nastepny. <3 jestes wspaniala i opowiadanie cudowne jestem od poczatku. ;***
OdpowiedzUsuńnieeee!!!!! blagam. omg! mam lzy w oczach. ;c to jest bardzo emocjonujacy rozdzial. <3
OdpowiedzUsuńBoże, nie byłam tu tak dawno! Strasznie się bałam, że nie wrócisz, a teraz przeżyłam taki cudowny szok, bo... jesteś, rany, mój ukochany blog znowu ma nowe rozdziały <3 uwielbiam Cię, dziewczyno, jesteś najlepsza. Ale teraz to ja już nie wiem co myśleć, błagam, błagam nie zabijaj Chrisa, ja go uwielbiam :( z jednej strony domyślam się, że pewnie coś mu się stało, ale jakaś iskierka nadziei, że może, może jednak jakimś cudem Chris będzie żył.... No cóż, pozostaje tylko czekać na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńProsz dodaj nowy jak najszybciej !!!
OdpowiedzUsuńdawaj nowe plis
OdpowiedzUsuń