poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 1

Pierwszy dzień szkoły.
Nie denerwowałam się. Tyle razy zmieniam szkołę że już się przyzwyczaiłam. Nawet jeśli w tej mnie nie polubią to i tak zapewne mój tata za jakieś 3 miesiące znajdzie nową prace i będzie „ Obiecuje że tam już zostaniemy, to naprawdę ostatnia przeprowadzka” zawsze tak jest.
Nie lubię się stroić. Zwykła bluza, rurki, trampki i tyle.
-Czaps mógłbyś nie leżeć na środku drogi- zwróciłam się do mojego psa kiedy otworzyłam drzwi mojego pokoju, a on leżał tuż prze de mną
Nie raz się o niego potknęłam.
Labrador nie przejął się tym za bardzo i wrócił do swojej drzemki.
Było pochmurno, ale to nic dziwnego. W St.John’s połowa roku to chmury, deszcz i mgła.
Tata już był w pracy. Mama czekała na mnie w kuchni ze śniadaniem. Szybko je zjadłam słuchając jak mama mówi że wszystko będzie dobrze, żebym się nie denerwowała. Zawsze tak samo.
Niby cały czas się przeprowadzam, ale moje życie wcale się nie zmienia, ale szczerze powiem że wcale mi to nie przeszkadza. Nigdy nie ciągnęło mnie do rozrywkowego życia, ani do jakiś wielkich przygód. To co mam mi wystarczy i nie chce nic zmieniać.
Szkoła jak szkoła. Niczym nie wyróżniała się od poprzednich do których chodziłam. Jak zwykle spojrzenia ludzi pot tytułem „ O, jakaś nowa”.
Nie jestem osobą która potrzebuje innych ludzi do życia. Sama doskonale sobie radze. Kto inny próbowałby nawiązać nowe znajomości, jakiś kontakt, żeby nie być samotnym w nowym miejscu, ale nie ja… mi to nie potrzebne. Ludzie raz są , raz ich nie ma. Prawdziwa przyjaźń, a tak naprawdę ciągłe kłamstwa. Poznałam wielu,wielu,wielu ludzi. Każdy z nich inny, każdy z nich miał swoją historię, swoje życie. Pomagałam im  tyle razy, dawałam dobre rady i uczyłam się na ich błędach.
Pierwsza lekcja ,druga, trzecia...
Czas szybko mi leciał. Nastała przerwa. Poszłam do swojej szafki. Wymieniłam książki i nagle coś zobaczyłam. Coś co nie mam pojęcia dlaczego, ale zainteresowało mnie.
Chłopak… dość wysoki chłopak w kapturze i ciemnych okularach wszedł do szkoły. Stał chwile, gdy nagle obok niego pojawił się jakiś uczeń z naszej szkoły. Gadali chwilę. Nikt nie zwracał na nich uwagi, tak jakby ich tam nie  było. Nagle ten w kapturze wyciągnął coś z kieszeni bluzy i podał temu drugiemu. Nie widziałam dokładnie co to było. Ciekawość, pierwszy stopień do piekła. W takim razie ja na pewno się tam znajdę. Powoli zaczęłam podchodzić bliżej i bliżej chłopak nadal trzymał to coś w ręku , nagle mu to wypadło, a wtedy zobaczyłam. Mała plastikowa torebeczka, w niej biały proszek. Narkotyki. Nikt, ani żaden uczeń, ani nauczyciel tego nie widzieli, albo nie chcieli widzieć. Tak po prostu w biały dzień w szkole pełnej ludzi ktoś handluje narkotykami. To było coś nowego. Tego jeszcze nie widziałam. Chłopak w kapturze szybko wyszedł drugi natychmiast schował torebeczkę do plecaka i koniec. Taki jakby to się nigdy nie wydarzyło.
Nie mogłam się skupić na ostatniej lekcji. Cały czas myślałam o tym co się zdarzyło. Zresztą gdy wróciłam do domu też o tym myślałam. Cały czas.
-Czaps- krzyknęłam, gdy postanowiłam że trochę się przewietrzę
Tak krótki spacer to definitywnie dobry pomysł.
-Mamo idę na spacer- poinformowałam zakładając buty i przypinając Czapsowi smycz do obroży
- Teraz? Przecież zaczyna się ściemniać. Tata mówił żeby pod wieczór lepiej nigdzie nie wychodzić. 
-Biorę telefon. Nic się nie stanie. W razie czego mam Czapsa on mnie obroni- uśmiechnęłam się i pogłaskałam psa po głowie
-No dobrze-zgodziła się nie chętnie
Mama wiedziała że ze mną nie warto wchodzić w dyskusje. Jak coś sobie postanowię to tak zrobię bez względu na to co inni o tym powiedzą.



7 komentarzy: